"Dlaczego się ciągle tak opycham czekoladą?" Kompulsywne objadanie oczami psychiatry - terapeuty.

Czekolada, ptasie mleczko, chipsy, pizza albo chociażby zdrowe przekąski...
W umiarze i spożywane z uwagą, stanowią miłe urozmaicenie głównych posiłków. Ale czasem temat przekąsek wymyka się spod kontroli. Stają się nieodzowną częścią funkcjonowania i w efekcie prowadzą do nadmiaru kilogramów i wyrzutów sumienia. Zamiast sprawiać przyjemność przynoszą niesmak niezadowolenie - „Czemu znowu tak się napchałam słodyczami?”
W tym poście chciałby przyjrzeć się tematowi kompulsywnego objadania.
Czym jest? Jaki jest jego mechanizm? I czy oraz jak można się z nim uporać? W poście tym pochylam się nad szeroko rozumianym problemem, nie tylko tym spełniającym kryteria zaburzenia psychicznego.
Kompulsywne objadanie należy do zaburzeń odżywiania. Według, często przytaczanej przeze mnie klasyfikacji ICD 10, którą posługują się lekarze diagnozując choroby i zaburzenia, opisywane jest jako napadowe konsumowanie nadmiernej ilości pokarmów, bez kontroli nad ich ilością, rodzajem, aż do odczucia dyskomfortu związanego z przejedzeniem. Klasykiem są ponapadowe wyrzuty sumienia. Z powodu skrępowania związanego z napadami objadania - ich nieestetycznością oraz brakiem akceptacji społecznej na ich występowanie, najczęściej dochodzi do nich gdy dana osoba jest sama..
Pomijając samą diagnozę, która musi mieć określony czas trwania i natężenie, powszechnym zjawiskiem jest tak zwane "zajadanie problemów".
Skąd się bierze pokusa "napychania" się jedzeniem?
Mechanizm kompulsywnego objadania wydaje się prosty, ale w zasadzie jest złożony i wieloetapowy.
Wszystko rozpoczyna się w okresie dzieciństwa, kiedy uczymy się nawyków żywieniowych. Dzieje się to, niejako w mechanizmie nieświadomym, ale część rodziców wyucza pewnych schematów związanych z jedzeniem z tzw. "premedytacją".
Ilu z nas słyszało od rodziców „zjedz wszystko do końca”, ” nie odejdziesz od stołu, póki talerz nie będzie pusty”. Przymuszanie dzieci do jedzenia, gdy są najedzone, prowadzi do wyrobienia w nich nawyku nie zwracania uwagi, na naturalne sygnały organizmu o tym, że jest już syty. Bardzo duże porcje jedzenia prowadzą do mechanicznego rozciągania ścianek żołądka. W tym mechanizmie sytość czujemy dużo później, niż by to miało miejsce gdybyśmy nie przeciążali organizmu.
W mechanizmie przejadania, tempo jedzenia jest również kluczowe.
Tu przypomina mi się sentencja z dzieciństwa „jedz szybciutko, bo spieszymy się do...”. Jedząc szybko nie dajemy organizmowi czasu, na wydzielenie hormonów sytości i zahamowanie głodu w odpowiednim momencie.
Wiele osób nie celebruje jedzenia, tzn. nie skupia się na jego konsystencji, smaku i samym fakcie konsumpcji. Je wykonując inne aktywności. Klasykiem będzie tu jedzenie chipsów podczas oglądania telewizji. Prowadzi to do wytworzenia się skojarzenia - oglądam telewizję, chce mi się jeść chipsy. Skojarzenia jem chipsy - jestem podekscytowany - czuję się dobrze. I uogólnienia czuję się dobrze, gdy jestem podekscytowany, a mogę to osiągnąć jedząc chipsy. Wydaje się nieprawdopodobne, ale niestety trochę tak jest. Oczywiście ważne jest tu powtarzanie danego schematu postępowania - który prowadzi do wyuczenia schematu związanego z jedzeniem. Poza tym najczęściej przed telewizorem, nie skupiamy się na jedzeniu i zjadamy więcej, bo jemy szybciej.
Idąc dalej... Jedzenie zwłaszcza słodyczy od dzieciństwa, kojarzone jest w naszej świadomości z nagrodą i pocieszaniem. Tu również możemy mieć do czynienia z pułapką. U niektórych osób może się zdarzyć, że jedzenie stanie się odpowiedzią i pocieszeniem na każdą sytuację tzn. zły dzień w pracy, samotność, nudę, ale i udane przedsięwzięcie. Jeśli splata się to z kontaktem z 2 człowiekiem, jest to pewnie do przyjęcia. Ważniejsza staje się, wtedy interakcja i rozładowane emocji w rozmowie.
Gdy dzieje się w samotności, cały ładunek emocjonalny przelewany jest na jedzenie... i tu zaczęłabym się zastanawiać, czy ten sposób radzenia sobie z rzeczywistością, nie stanie się z czasem powodem cierpienia.
Uciekanie "w jedzenie" to najczęściej nawyk, który rodzi się w interakcji z osobami ważnymi.
Nie umiejąc radzić sobie inaczej, podsuwają sobie oraz innym łakocie i nie tylko na tzw. smutki.
Najczęściej mamy tu do czynienia, z nieprawidłowym wzorcem radzenia sobie z emocjami i problemami.
Jedzenie, zwłaszcza niektóre pokarmy, sprzyjają wydzielaniu hormonu szczęścia – serotoniny. Może się zdarzyć, że u osoby z jej niedoborami, jedzenie staje się jej substytutem. Czy jest to lepsze, niż leki i terapia, sprawa dla niektórych jest dyskusyjna, Moim zdaniem nie jest.
Ok. Ale jak można wyjść z tego impasu? Znowu kłania się zasada - ten mechanizm nie powstał w ciągu miesiąca. Takiego sposobu radzenia człowiek uczył się całe życie. Dla osób, które chcą podjąć rękawicę... czeka was długa praca, ale efekty mogą was naprawdę pozytywnie zaskoczyć.
Dobrym początkiem, pracy w temacie jest zastosowanie techniki mindfulness.
W tym przypadku sprowadza się ona do maksymalnego skupiania się na tym: co jemy i jak jemy. Je się powoli z uwagą – na smak, konsystencję, fakturę, zapach. Trochę, jakby poznawało się jedzenia na nowo, jak robi to dziecko – wszystkimi zmysłami.
Innym istotnym zagadnieniem jest zastąpienie objadania, innym sposobem redukowania napięcia. Regulacja emocji to podobnie, jak pisałam przy lęku, redukcja napięcia przez między innymi sport, rozmowę z drugim człowiekiem, masaże, ulubione aktywności – ceramikę, malowanie, układanie puzzli... cokolwiek by to było.
Ale czy to wystarczy? Moim zdaniem często i ten poczyniony wysiłek to za mało. Człowiek stworzony jest do ciągłego rozwoju, a zastanawianie się nad sobą i udoskonalanie siebie, własnego życia jest nieodzowną częścią egzystencji. W kontekście zajadania problemów, kłania się intensywna praca własna w temacie: czemu czuję się tak źle, że zajadam problemy? Jakie kryją się za tym problemy? Czy jestem w stanie sam się z nimi uporać? Jeśli nie - warto skierować swoje kroki do specjalisty terapeuty.
Wytrącenie się z nawyków jest, jak najbardziej, możliwe, ale wymaga czasu.
Zastąpienie starego – nowym, istotna jest konsekwencja, czasem wsparcie otoczenia.
Trzymam kciuki za wszystkie próby wyjścia z impasu zajadania problemów. A jeśli będzie taka potrzeba, zachęcam do korzystania z pomocy psychiatrów, terapeutów, w tym przypadku dietetyka. Pozdrawiam serdecznie i do następnego wpisu.

Popularne posty