Syndrom ofiary.


W poprzednim wpisie poruszaliśmy temat oprawców – dziś czas na ofiary. 
Podczas pracy, jako terapeuta i psychiatra, wielokrotnie miałam kontakt z osobami, które mimo doznawanych ciosów trwały w zdecydowanie niesprzyjających dla siebie warunkach. Nie do rzadkości, należą pytania od osób postronnych, jak to się dzieje, że ktoś może pozwalać na taki poziom okrucieństwa, w stosunku do własnej osoby?
Temat ten często poruszany jest w kontekście - żon doświadczających przemocy (świadomej lub nie) od mężów alkoholików oraz mobbing w miejscu zatrudnienia.
Co się musi zadziać w człowieku, że ma zagłuszony naturalny instynkt samozachowawczy – uciekaj lub obroń się?
W dzisiejszym wpisie przyjrzymy się Syndromowi Ofiary. 
Czym jest? Jak powstaje? Czy i jak można pomóc osobie z tym syndromem?
Zacznijmy od początku: kto jest predysponowany do zostania ofiarą?
Osobami predysponowanymi do bycia ofiarą są osoby, doświadczające w dzieciństwie licznych poważnych stresorów – dotyczących ich samych lub ich bliskich. Jako przykład możemy wymienić poważne choroby w rodzinie, śmierci osoby bliskiej, doświadczanie przemocy rówieśniczej. Istotnym czynnikiem jest nie otrzymanie wsparcia lub otrzymanie pseudo wsparcia od otoczenia. Chodzi tu o takie sytuacje, kiedy ktoś zamiast pomagać, nieświadomie szkodzi, np. bagatelizuje, spycha na bok temat doznanych przez kogoś traum. Dzieje się to nie zawsze z powodu złej woli, ale nieumiejętności dawania wsparcia przez opiekunów lub nie dostrzegania całokształtu sytuacji. 
Część rodziców może nawet modelować (inaczej kształtować) wchodzenie w rolę ofiary, jako sposób reagowania na opresje życiowe. Dlatego często córki lub synowie kobiet, doznających przemocy od partnera, także w dorosłości stają się ofiarami. Warto wspomnieć również o wpływie przebiegu okresu płodowego na dalsze życie jednostki. Stresy mamy rzutują na strukturę mózgu płodu - tworzące się sieci neuronalne, poziomy neuroprzekaźników i budowę receptorową mózgu. Zjawisko to niejako torują drogę do przeżywania kolejnych traum w przyszłości. 

Wspomniane liczne dystresy, odbijają piętno również na kształtującą się w okresie dzieciństwa i dorastania, osobowość. Z badań wynika, że zaburzenia osobowości sprzyjają wchodzeniu w rolę ofiary. Nie tyczy się to wszystkich zaburzeń. Szczególną uwagę zwraca się na zaburzenia osobowości o charakterze zależnym. Osobowość zależna to zaburzenie, w którym osoba nadmiernie koncentruje się na akceptacji 2 człowieka. Na tej akceptacji buduje poczucie własnej wartości. Ma ona tendencję do ciągłego ulegania otoczeniu. Wymienia się również osobowość unikającą. Jak sama nazwa podpowiada, zaburzenie to charakteryzuje się unikaniem kontaktów społecznych i różnych aktywności, w obawie przed negatywną oceną. Są to osoby z dużym poczuciem swojej nieadekwatności, gorszości
W życiu dorosłym, jako predyktory syndromu ofiary wymienia się przemoc (istotny jest czas trwania, rodzaj i częstość doznawanej przemocy), patologiczną zazdrość, gwałt, przymuszanie do nieakceptowanych form współżycia oraz groźby pozbawienia życia.

Mechanizm powstawania syndromu ofiary jest 3 stopniowy.

I etap to miotanie się z falą własnych emocji, podszytych doznawaną frustracją.
Przeżywanie gniewu, lęku wynikającego z ciągłego „walenia głową w mur”, przy próbie przerwania krągu przemocy. Ten ogrom bólu, może prowadzić do uogólniania źródła cierpienia na wszystkich ludzi. Osoba taka z zewnątrz, może wydawać się niesympatyczna i budzić niezrozumienie. Nawet jeśli ktoś proponuje jej adekwatną pomoc, może wyrzucać z siebie bezwładnie nieprzyjemny ładunek emocjonalny. Z czego wynika ten paradoks, że ofiara sama zamyka sobie drogę pomocy?
Pewnie z faktu nieprzewidywalności czasu, kiedy dostanie następny cios od oprawcy. Przez cały czas jest nastawiona na atak i obronę. Coś w stylu „tak bardzo mnie boli, zostawcie mnie wszyscy w spokoju, na wszelki wypadek”.

II etap nazwany jest „wtórne zranienie”.
Powstaje on w interakcji z tzw. „pomagaczami”, czyli osobami, które zaprzeczają prawdziwości relacjonowanych przez ofiarę wydarzeń. Nie widzą lub nie chcą widzieć, zaprzeczają, umniejszają krzywdzie. Czasem w skrajnych sytuacjach, mogą nawet doszukiwać się winy, za zaistniałe sytuacje, w pokrzywdzonym. Chcą pomóc – a w znaczący sposób szkodzą. Ofiary często wspominają, że na tym etapie doznają jeszcze większej krzywdy, niż w trakcie działania pierwotnego stresora. Mimo lęku przed ludźmi, którzy w ich odczuciu są źródłem krzywdy, zbierają siły i determinację, aby poprosić o pomoc. Doznają "wtórnego zranienia". Otrzymują informację, że miały uzasadnione obawy. Są skazani na samotność, nikt im nie pomoże, a ludzie krzywdzą i ranią.

I dochodzimy do etapu III - przejmowania tożsamości ofiary.
Osoba taka rozłamuje się w środku, tak jakby na dwie tożsamości.
Jedna mówi o doznawanej krzywdzie, druga samopiętnuje się - oskarża o słabość i dopatruje w sobie źródła zachowań oprawcy. Poniża się. Na tym etapie ofiara często zaprzecza potrzebie pomocy, gdy ktoś uważny zwróci uwagę na jej cierpienie i zaoferuje wsparcie. Gdy nawet ma lepszy moment i o tą pomoc poprosi, żąda pomocy teraz, natychmiast na swoich zasadach. Tylko taka pomoc, w jej odczuciu, jest dla niej bezpieczna i adekwatna. Z tego powodu, osoba, nie znająca tego mechanizmu, może pomyśleć o niej, jako o roszczeniowej, niewdzięcznej. Ofiara jest zamknięta w błędnym kole przemocy - ciosy otrzymuje od oprawcy, samej siebie i innych ludzi.

Skrajnym przykładem syndromu ofiary jest "syndrom Sztokholmski".
Jak sama nazwa wskazuje, powstał w nawiązaniu do napadu na bank, który miał miejsce w Sztokholmie, w 1973 roku. Napad "nie wypalił". Grupa przestępców była zmuszona wziąć kilku klientów banku, za zakładników.  Od momentu napadu do uwolnienia, minęło kilka dni.
Po uwolnieniu, policja miała trudności z wyprowadzeniem pokrzywdzonych, którzy bronili złodziei. Podczas przesłuchań odmówili składania zeznań wobec oprawców, a winę za wszystko obarczyli policję. Po jakimś czasie, jedna z przetrzymywanych kobiet, pobrała się z przestępcą, a inna założyła fundację zbierającą pieniądze na prawników dla złodziei.

Czemu tak się dzieje? 
Bo z ewolucyjnego punktu widzenia człowiek, ma mechanizmy przystosowawcze, do przeżycia naprawdę strasznych rzeczy. 
Utożsamiając się z oprawcą, nie czuje się tym słabszym, krzywdzonym. Liczy w ten sposób na aprobatę krzywdziciela, na którego niejako czuje się skazany. Jest w złudnym poczuciu bezpieczeństwa. Nie musi również zbierać sił, których nawiasem mówiąc najczęściej nie ma, na walkę o swoją wolność osobistą.

Jak pomóc ofierze?
Myślę, że nie jest to łatwe zadanie. Na pewno, jeśli ktoś może, to stworzyć osobie tej bezpieczne warunki do funkcjonowania, z dala od oprawcy. Jeśli nie mamy takiej możliwości to proponuję podsunąć kontakt do instytucji, które mogą pomóc, w oddzieleniu się od wpływu krzywdziciela.  Pozwala to ofierze na nabranie perspektywy i siły na walkę. Nie zaprzeczać prawdziwości wypowiadanych przez nią treści. Zauważać doznawaną przez nią krzywdę i sugerować, że jeśli potrzebuje pomocy – jesteśmy.
Warto skierować kroki tej osoby po specjalistyczną pomoc, aby przeżyła doznane liczne traumy, zrozumiała siebie, zastanowiła się, jak uniknąć krzywdy w przyszłości. Stawiałabym na pomoc małymi kroczkami, z przerwami, ale sukcesywną i upartą. I nie zrażała się okresowymi wybuchami złości, które wynikają ze złego stanu psychicznego i mechanizmów syndromu ofiary. Na koniec link do Niebieskiej Lini, telefonu zaufania ofiar przemocy w rodzinie.
Pozdrawiam i do następnego wpisu.



Popularne posty